Plotki w
Hogwarcie rozchodziły się naprawdę błyskawicznie, a może i nawet szybciej. Najnowsze
wydarzenia zawsze niosły za sobą wiele komentarzy i opowieści. Draco wstając, a
właściwie staczając się z łóżka nie spodziewał się większego zainteresowania
jego osobą niż dotychczas. Ale i on czasami nie doceniał siły systemu
rozpowszechniania informacji w szkole. Okazało się, że już wszyscy wiedzą, że
Lucjusz Malfoy zaginął. Cóż, taka przynajmniej jest jedna wersja. Inni
twierdzą, że owładnięty szaleństwem były Śmierciożerca postanowił odszukać
zmieniacze czasu i przywrócić Voldemorta, a także, że zapragnął życia wśród
pawi i zamieszkał na wyspie Cejlon…
Kilkanaście godzin wcześniej
W skąpanym
ciemnością gabinecie, oświetlonym jedynie małą biurową lampką, można było
dostrzec zarys kilku postaci. Tylko jedna z nich zajmowała krzesło, pozostałe
dwie – mężczyzna i kobieta – krążyły niespokojnie po pomieszczeniu.
- Pani
Malfoy, rozumiem pani obawy o syna, ale proszę zachować spokój. W Hogwarcie nic
mu nie grozi i proszę mnie źle nie zrozumieć, ale pani mąż nie został porwany, tylko zaginął. To jest istotna różnica i nie bardzo rozumiem dlaczego
twierdzi pani inaczej… - profesor McGonagall starała się myśleć rozsądnie i
logicznie, jak to miała w zwyczaju. Fakty mówiły same za siebie – Lucjusz
Malfoy zaginął, ale nie było żadnych podstaw, aby twierdzić, że został porwany.
Dlatego nie rozumiała dlaczego matka młodego Ślizgona postanowiła uznać męża za
porwanego i na dodatek twierdzić, że jej syn również jest w niebezpieczeństwie.
Tutaj, w murach Hogwartu! Było to po prostu śmieszne.
- Rozumiem,
że mi pani nie wierzy, ale Aurorzy nie wiedzą wszystkiego – powiedziała Narcyza
Malfoy, stając w końcu w miejscu i wzdychając ciężko.
Stojący, do
tej pory wgapiając się w panele podłogowe, Draco spojrzał na matkę zaskoczony.
Dla niego było to dość proste i logiczne – ojciec po tej akcji ze skrzatem
zorientował się, że matka nie da sobą już pomiatać i najzwyczajniej w świecie
ich zostawił. Zwiał, jak to miał w zwyczaju, kiedy sytuacja go przerastała.
- A czego to
Aurorzy nie wiedzą? – zapytała dyrektorka, poprawiając swoje okulary. Sytuacja
robiła się coraz bardziej skomplikowana.
- Cóż…Aurorzy
przeszukali dom i gabinet Lucjusza, ale nic nie znaleźli, bo jak pani wie, mój
mąż po prostu wyszedł i nie wrócił. Rzadko tak postępował, ale akurat był na
mnie wściekły, a dowiedziałam się, że zatrzymał się w Czarodziejskim Rogu, więc
byłam spokojna. Ale dostałam wczoraj wieczorem list… - Narcyza wyjęła z
kieszeni zgiętą kartkę pożółkłego pergaminu i położyła go na mahoniowym biurku.
Dyrektorka Hogwartu z miną wyrażającą wielkie nic, zaczęła czytać na głos.
- Jeśli
myślisz, że na tym koniec, to się mylisz. Zdrajców i skalanych trzeba
zlikwidować, a to co zaczęte skończyć. Lucjusz Malfoy to tylko początek,
dopadniemy wszystkich. Ps Hogwart to niesamowite miejsce dla młodych
czarodziejów. Immpolu Parage.
Profesor McGonagall
wpatrywała się jeszcze przez moment w kartkę, a Draco czuł, że robi mu się
niedobrze.
- Dlaczego nie przekazała
tego pani Aurorom, tylko mi?
- Ja… sama nie wiem, nie
ufam im – Narcyza wiedziała jak głupio to brzmi, ale taka była prawda. Draco w
zupełności ją rozumiał, tutaj nie chodziło tak po prostu o zaufanie, ale o
fakt, że żaden Auror należycie nie przyłoży się do tego, aby odnaleźć byłego
Śmierciożercę czy ochronić syna tego Śmierciożercy.
- Nie bardzo rozumiem czego
pani ode mnie oczekuje, mam obowiązek poinformować odpowiednie władzę, to
ewidentnie jest groźba, a…
- Wiem, rozumiem, naprawdę.
Sama ich o tym poinformuję, tylko chciałam najpierw porozmawiać z panią, bo
jestem pewna, że zdziała pani więcej niż Aurorzy – dyrektorka uniosła brwi w
geście zdziwienia.
- Dlaczego sądzi pani, że
zdziałam więcej niż…
- Pani profesor, naprawdę
pani myśli, że Aurorzy przyłożą się do znalezienia byłego Śmierciożercy? Dla
nich to obojętne czy zaginął, został rozszarpany przez hipogryfy czy wyjechał
na wyspę Cejlon oglądać pawie! Na Merlina, wysłali dwóch aurorów dla
niepoznaki, żeby sprawdzili dom, ale nic nie znaleźli, więc sprawa zamknięta.
Prawda jest taka, że nikt nam nie pomoże – Draco dziwił się, że tylko dla niego
i matki jest to takie oczywiste. Próbując opanować emocje, spojrzał na matkę,
która teraz zbladła i wydawała się być kompletnie zagubiona. Ślizgon wiedział,
że może zgrywać twardą i opanowaną, ale kochała ojca i na pewno nie ukryje
swojego zmartwienia przed własnym synem.
- Chodźmy matko, to
bezcelowe – dodał, chwytając ją pod ramię.
- Moment. Zgadzam się wam
pomóc, ale musimy ustalić pewne zasady – profesor McGonagall sama nie wydawała
się przekonana, ale Draco widząc jak matce rozbłysły oczy, uznał, że nie może
jej pozbawić ostatniej deski ratunku. Skoro dyrektorka chce im pomóc, to się
zgodzi, ale postanowił, że weźmie sprawy w swoje ręce. Jeśli chce się zrobić
coś dobrze, to najlepiej to zrobić samemu.
- Po pierwsze, od teraz
jeśli dostanie pani jakiś list, to od razu mi go pani przekaże. Chcę, żeby informowała
mnie pani o wszystkim, dobrze? – Narcyza pokiwała głową, uśmiechając się słabo.
McGonagall skierowała swój surowy wzrok na Draco. – Ty również mnie
informujesz, w razie gdyby coś się wydarzyło, zrozumiano?
Draco kiwnął głową, ale nie
wierzył, że profesorka naprawdę ma zamiar zrobić coś w tej sprawie.
- Dobrze, najważniejsze
jednak, aby nie informować o tym aurorów… Konfiskowaliby każdy istotny dowód i
nie dopuszczali do ważnych informacji. A tak, zgodnie z tym co powiedziałeś
Draco, odpuszczą sobie tą sprawę, myśląc, że nie pojawiły się żadne nowe
poszlaki. To da nam pole do działania. Myślę, że to wszystko na dzisiaj, będę
się z panią komunikować listownie. Na razie muszę przemyśleć od czego zacząć i
chciałabym też zatrzymać tą pogróżkę, w porządku?
Narcyza Malfoy odetchnęła z
ulgą i poczuła jakby zdjęto jej pięćdziesięciokilowy ciężar z pleców. Nie
sądziła, że dyrektorka się zgodzi, ale musiała spróbować. Już i tak wariowała z
powodu Lucjusza, a tak przynajmniej ktoś weźmie na poważnie tę sytuację i nie
zbagatelizuje zagrożenie, jakie czyha na jej syna. Powoli zbierała się do
wyjścia, więc Draco podszedł do drewnianego drążka, na którym przesiadywał
feniks Faweks. Naszła go pewna myśl,
więc udał zainteresowanego ptakiem, aby nie wzbudzić żadnych podejrzeń.
- Tak, oczywiście, dziękuję
pani bardzo, to ogromnie miłe z pani strony – kobiety uścisnęły sobie dłonie, a
profesor McGonagall odprowadziła Narcyzę do drzwi. Draco korzystając z okazji
wyjął szybko różdżkę i za pomocą zaklęcia wyczarował kopię pergaminu. Szybko
ruszył do drzwi, nie wzbudzając podejrzeń i pogratulował sobie w duchu - spryt
zawsze był jedną z jego wielu zalet. Teraz przynajmniej będzie miał od czego
zacząć.
W opustoszałym już
pomieszczeniu, dyrektorka usiadła na swoim wygodnym fotelu i zdjęła okulary,
przecierając oczy ze zmęczenia. Naprawdę nie sądziła, że to dobry pomysł, ale
skoro był to jedyny sposób…
- Minerwo miej trochę
więcej wiary, myślę, że tylko tak uda się sprawić, aby Draco uwierzył w nasze
intencje – odezwał się starszy mężczyzna, obecnie znajdujący się w czterech
ramach obrazu, wiszącego obok okna. – Już raz próbowałem go ocalić, nic nie
jest stracone, profesor McGonagall.
- Nie jestem pewna Albusie,
jak niby zatajenie informacji przed
Aurorami ma być pomocne w ocaleniu duszy siedemnastolatka? – zapytała
dyrektorka dość sarkastycznie, spoglądając w wesołe oczy „mieszkańca” obrazu.
- Och, nie chodzi tutaj o
jego ojca. Draco z Lucjuszem łączą skomplikowane relacje, to on ostatecznie
zadecydował o jego służbie u Voldemorta. Nie można ukryć, że chłopak ma ogromny
żal do ojca, ale mimo że wojna dawno się skończyła, on sam nie posiada zdrowych
motywów, aby całkowicie nie zatracić się w swoim uprzedzeniu. A tak mocno
zakorzenione uczucia mogą pochłonąć go całkowicie albo przekształcić się w coś
innego… Ważne, aby pomogła mu w tym odpowiednia osoba – były dyrektor Hogwartu
wrzucił do ust cytrynowego dropsa, maskując rozbawienie. Mina profesor
McGonagall omal nie przyprawiła go o wybuch niekontrolowanego śmiechu.
- Chcesz mi powiedzieć, że
opóźniamy własne śledztwo i pozwalamy, aby zajął się tym nastolatek, prawdopodobnie
narażając człowieka tylko po to, aby mógł romansować z jakąś uczennicą? –
kobieta spojrzała na kolegę po fachu z niedowierzaniem. To chyba jakieś żarty.
- Nie ująłbym tego w ten
sposób, Minerwo. Oczywiście, że będziemy prowadzić własne śledztwo w sprawie
Lucjusza Malfoya, ale bardzo dyskretnie i pozwolimy wierzyć chłopakowi, że to
jemu najbardziej na tym zależy. Jego matka jest przygnębiona, na co Draco nie
może patrzeć, dlatego będzie zmotywowany, aby sam rozwiązać tę sprawę. Jednak
samodzielnie nie da rady, a my sprawimy, że osoba, która mu pomoże będzie… - tu
zastanowił się przez chwilę, przeczesując palcami siwą brodę. -… stosowna.
- W jakim sensie stosowna, Albusie?
- Znam jedną uczennicę,
która jest na tyle wrażliwa i otwarta, że zdoła pomóc Draconowi. Może nie
pałają do siebie sympatią, ale osobiście uważam, że to trafny wybór. Mam
nadzieję jednak, że zaczarowałaś list, tak jak cię prosiłem?
- Tak, oczywiście – przytaknęła
profesor McGonagall, zastanawiając się do kogo trafi zaczarowany pergamin.
Wiedziała, że Dumbledore jej tego nie powie, uwielbiał być tajemniczym, ale
pomimo jego niekonwencjonalnych metod, ufała mu. Nigdy nie zawiódł i zazwyczaj,
nawet w najmniej istotnych sprawach miał rację. Nie mogła tego nie docenić,
dlatego westchnęła ciężko, ponieważ sama nie była co do tego absurdalnego
pomysłu przekonana.
- To duże ryzyko Albusie,
skąd pewność, że wszystko pójdzie z planem? – zapytała, odrobinę niezadowolona.
Wątpiła w powodzenie tej całej akcji z młodym Malfoyem.
- Minerwo, musisz docenić
siłę miłości, przecież to najpotężniejsza magia ze wszystkich. Ta dwójka
natomiast mogłaby się wydawać różna pod każdym względem, jednak w
rzeczywistości są jak lustrzane odbicia.
Kobieta nie skomentowała
tego stwierdzenia, zamiast tego ponownie westchnęła. Albus widząc to, wiedział,
że nie jest w stanie w pełni przekonać koleżanki do swojego pomysłu, więc zamiast
tego zdał się na uprzejmość i jego ulubiony przysmak:
- Dropsa?
A profesor McGonagall
pomyślała, że naprawdę zazdrości mugolom niemagicznych obrazów.
W Pokoju Wspólnym Gryfonów
Hermiona odrabiała właśnie pracę domową z Astronomii, gdy dosiedli się do niej
Ron i Harry.
- Słyszałaś o tym, że
Lucjusz Malfoy wyniósł się na jakąś wyspę? – zapytał Ron, zaglądając jej przez
ramię. – Myślałem, że zrezygnowałaś w zeszłym roku z Astronomii i zdecydowałaś
się na coś innego? Mówiłaś coś, że to denne?
- Nie bądź naiwny Ron,
Malfoy gdzieś zaginął, a nie mieszka z jakimiś ptakami. A Astronomia jest
mniejszym złem, mogłam wybierać pomiędzy wgapianiem się w niebo albo w szklaną
kulę – wybrałam niebo – posłała mu uśmiech i spojrzała na Harry’ego, który
wpatrywał się w martwy punkt. Pstryknęła palcami przed jego twarzą, a chłopak
mrugnął i powiedział:
- Przepraszam, męczy mnie
ta sprawa z Melioptem, wiecie? Strasznie to podejrzane, zauważyliście jak się
spiął kiedy ten Ślizgon poruszył temat wypadku?
- Och, Harry, myślę, że
jesteś przewrażliwiony. Faktycznie to podejrzane, ale ty też byś się spiął, jak to ująłeś, gdyby ktoś zaczął
cię wypytywać o śmierć twoich rodziców – jak na zawołanie, mina mu spochmurniała,
a Hermiona uniosła znacząco brwi.
- Wiecie co? Myślę, że
Harry ma rację – powiedział, ale widząc wzrok przyjaciółki, dodał:
- Po prostu widziałem
dzisiaj jak dwie uczennice spytały się czy słyszał co się stało, a gdy mu
powiedziały, że chodzi o Malfoya, to uwierzcie mi, zrobił się prawie
przezroczysty.
- Dobra, to jest już
dziwne. Czemu miałby się przejmować Malfoyem? – odezwała się Hermiona,
przerywając pisanie referatu. Zaczęło ją to niepokoić. Za dużo przeszli, żeby
tak po prostu ignorować dziwne sytuacje, bo prawie zawsze kryło się za tym coś
więcej.
- Może się znali? – snuł
przypuszczenia Harry, a cała trójka zamyśliła się, analizując taką możliwość.
Po chwili Hermiona wstała i rzekła tak często wypowiadane przez nią zdanie:
- Idę do biblioteki.
Chłopcy zdążyli tylko
wymienić uśmiechy, gdy portret Grubej Damy zamknął się za nią bezszelestnie.
Dla Gryfonki biblioteka była najlepszym źródłem wiedzy, więc raźnym krokiem
ruszyła na czwarte piętro, zastanawiając się po drodze od czego zacząć
poszukiwania informacji na temat nowego profesora. Oderwała się od myśli, gdy
spostrzegła zwitek pergaminu leżący na schodach, prowadzących do łazienki
prefektów. Zaintrygowana przeczytała jego treść, a wraz z kolejnym słowem jej
oczy nabierały większych rozmiarów. W tym samym czasie, Draco, który wcześniej
gratulował sobie sprytu, teraz gratulował sobie głupoty.