wtorek, 4 kwietnia 2017

Rozdział IV

Plotki w Hogwarcie rozchodziły się naprawdę błyskawicznie, a może i nawet szybciej. Najnowsze wydarzenia zawsze niosły za sobą wiele komentarzy i opowieści. Draco wstając, a właściwie staczając się z łóżka nie spodziewał się większego zainteresowania jego osobą niż dotychczas. Ale i on czasami nie doceniał siły systemu rozpowszechniania informacji w szkole. Okazało się, że już wszyscy wiedzą, że Lucjusz Malfoy zaginął. Cóż, taka przynajmniej jest jedna wersja. Inni twierdzą, że owładnięty szaleństwem były Śmierciożerca postanowił odszukać zmieniacze czasu i przywrócić Voldemorta, a także, że zapragnął życia wśród pawi i zamieszkał na wyspie Cejlon…
Kilkanaście godzin wcześniej
W skąpanym ciemnością gabinecie, oświetlonym jedynie małą biurową lampką, można było dostrzec zarys kilku postaci. Tylko jedna z nich zajmowała krzesło, pozostałe dwie – mężczyzna i kobieta – krążyły niespokojnie po pomieszczeniu.
- Pani Malfoy, rozumiem pani obawy o syna, ale proszę zachować spokój. W Hogwarcie nic mu nie grozi i proszę mnie źle nie zrozumieć, ale pani mąż nie został porwany, tylko zaginął. To jest istotna różnica i nie bardzo rozumiem dlaczego twierdzi pani inaczej… - profesor McGonagall starała się myśleć rozsądnie i logicznie, jak to miała w zwyczaju. Fakty mówiły same za siebie – Lucjusz Malfoy zaginął, ale nie było żadnych podstaw, aby twierdzić, że został porwany. Dlatego nie rozumiała dlaczego matka młodego Ślizgona postanowiła uznać męża za porwanego i na dodatek twierdzić, że jej syn również jest w niebezpieczeństwie. Tutaj, w murach Hogwartu! Było to po prostu śmieszne.
- Rozumiem, że mi pani nie wierzy, ale Aurorzy nie wiedzą wszystkiego – powiedziała Narcyza Malfoy, stając w końcu w miejscu i wzdychając ciężko.
Stojący, do tej pory wgapiając się w panele podłogowe, Draco spojrzał na matkę zaskoczony. Dla niego było to dość proste i logiczne – ojciec po tej akcji ze skrzatem zorientował się, że matka nie da sobą już pomiatać i najzwyczajniej w świecie ich zostawił. Zwiał, jak to miał w zwyczaju, kiedy sytuacja go przerastała.
- A czego to Aurorzy nie wiedzą? – zapytała dyrektorka, poprawiając swoje okulary. Sytuacja robiła się coraz bardziej skomplikowana.
- Cóż…Aurorzy przeszukali dom i gabinet Lucjusza, ale nic nie znaleźli, bo jak pani wie, mój mąż po prostu wyszedł i nie wrócił. Rzadko tak postępował, ale akurat był na mnie wściekły, a dowiedziałam się, że zatrzymał się w Czarodziejskim Rogu, więc byłam spokojna. Ale dostałam wczoraj wieczorem list… - Narcyza wyjęła z kieszeni zgiętą kartkę pożółkłego pergaminu i położyła go na mahoniowym biurku. Dyrektorka Hogwartu z miną wyrażającą wielkie nic, zaczęła czytać na głos.
- Jeśli myślisz, że na tym koniec, to się mylisz. Zdrajców i skalanych trzeba zlikwidować, a to co zaczęte skończyć. Lucjusz Malfoy to tylko początek, dopadniemy wszystkich. Ps Hogwart to niesamowite miejsce dla młodych czarodziejów. Immpolu Parage.
Profesor McGonagall wpatrywała się jeszcze przez moment w kartkę, a Draco czuł, że robi mu się niedobrze.
- Dlaczego nie przekazała tego pani Aurorom, tylko mi?
- Ja… sama nie wiem, nie ufam im – Narcyza wiedziała jak głupio to brzmi, ale taka była prawda. Draco w zupełności ją rozumiał, tutaj nie chodziło tak po prostu o zaufanie, ale o fakt, że żaden Auror należycie nie przyłoży się do tego, aby odnaleźć byłego Śmierciożercę czy ochronić syna tego Śmierciożercy.
- Nie bardzo rozumiem czego pani ode mnie oczekuje, mam obowiązek poinformować odpowiednie władzę, to ewidentnie jest groźba, a…
- Wiem, rozumiem, naprawdę. Sama ich o tym poinformuję, tylko chciałam najpierw porozmawiać z panią, bo jestem pewna, że zdziała pani więcej niż Aurorzy – dyrektorka uniosła brwi w geście zdziwienia.
- Dlaczego sądzi pani, że zdziałam więcej niż…
- Pani profesor, naprawdę pani myśli, że Aurorzy przyłożą się do znalezienia byłego Śmierciożercy? Dla nich to obojętne czy zaginął, został rozszarpany przez hipogryfy czy wyjechał na wyspę Cejlon oglądać pawie! Na Merlina, wysłali dwóch aurorów dla niepoznaki, żeby sprawdzili dom, ale nic nie znaleźli, więc sprawa zamknięta. Prawda jest taka, że nikt nam nie pomoże – Draco dziwił się, że tylko dla niego i matki jest to takie oczywiste. Próbując opanować emocje, spojrzał na matkę, która teraz zbladła i wydawała się być kompletnie zagubiona. Ślizgon wiedział, że może zgrywać twardą i opanowaną, ale kochała ojca i na pewno nie ukryje swojego zmartwienia przed własnym synem.
- Chodźmy matko, to bezcelowe – dodał, chwytając ją pod ramię.
- Moment. Zgadzam się wam pomóc, ale musimy ustalić pewne zasady – profesor McGonagall sama nie wydawała się przekonana, ale Draco widząc jak matce rozbłysły oczy, uznał, że nie może jej pozbawić ostatniej deski ratunku. Skoro dyrektorka chce im pomóc, to się zgodzi, ale postanowił, że weźmie sprawy w swoje ręce. Jeśli chce się zrobić coś dobrze, to najlepiej to zrobić samemu.
- Po pierwsze, od teraz jeśli dostanie pani jakiś list, to od razu mi go pani przekaże. Chcę, żeby informowała mnie pani o wszystkim, dobrze? – Narcyza pokiwała głową, uśmiechając się słabo. McGonagall skierowała swój surowy wzrok na Draco. – Ty również mnie informujesz, w razie gdyby coś się wydarzyło, zrozumiano?
Draco kiwnął głową, ale nie wierzył, że profesorka naprawdę ma zamiar zrobić coś w tej sprawie.
- Dobrze, najważniejsze jednak, aby nie informować o tym aurorów… Konfiskowaliby każdy istotny dowód i nie dopuszczali do ważnych informacji. A tak, zgodnie z tym co powiedziałeś Draco, odpuszczą sobie tą sprawę, myśląc, że nie pojawiły się żadne nowe poszlaki. To da nam pole do działania. Myślę, że to wszystko na dzisiaj, będę się z panią komunikować listownie. Na razie muszę przemyśleć od czego zacząć i chciałabym też zatrzymać tą pogróżkę, w porządku?
Narcyza Malfoy odetchnęła z ulgą i poczuła jakby zdjęto jej pięćdziesięciokilowy ciężar z pleców. Nie sądziła, że dyrektorka się zgodzi, ale musiała spróbować. Już i tak wariowała z powodu Lucjusza, a tak przynajmniej ktoś weźmie na poważnie tę sytuację i nie zbagatelizuje zagrożenie, jakie czyha na jej syna. Powoli zbierała się do wyjścia, więc Draco podszedł do drewnianego drążka, na którym przesiadywał feniks Faweks. Naszła go pewna  myśl, więc udał zainteresowanego ptakiem, aby nie wzbudzić żadnych podejrzeń.
- Tak, oczywiście, dziękuję pani bardzo, to ogromnie miłe z pani strony – kobiety uścisnęły sobie dłonie, a profesor McGonagall odprowadziła Narcyzę do drzwi. Draco korzystając z okazji wyjął szybko różdżkę i za pomocą zaklęcia wyczarował kopię pergaminu. Szybko ruszył do drzwi, nie wzbudzając podejrzeń i pogratulował sobie w duchu - spryt zawsze był jedną z jego wielu zalet. Teraz przynajmniej będzie miał od czego zacząć.
W opustoszałym już pomieszczeniu, dyrektorka usiadła na swoim wygodnym fotelu i zdjęła okulary, przecierając oczy ze zmęczenia. Naprawdę nie sądziła, że to dobry pomysł, ale skoro był to jedyny sposób…
- Minerwo miej trochę więcej wiary, myślę, że tylko tak uda się sprawić, aby Draco uwierzył w nasze intencje – odezwał się starszy mężczyzna, obecnie znajdujący się w czterech ramach obrazu, wiszącego obok okna. – Już raz próbowałem go ocalić, nic nie jest stracone, profesor McGonagall.
- Nie jestem pewna Albusie,  jak niby zatajenie informacji przed Aurorami ma być pomocne w ocaleniu duszy siedemnastolatka? – zapytała dyrektorka dość sarkastycznie, spoglądając w wesołe oczy „mieszkańca” obrazu.
- Och, nie chodzi tutaj o jego ojca. Draco z Lucjuszem łączą skomplikowane relacje, to on ostatecznie zadecydował o jego służbie u Voldemorta. Nie można ukryć, że chłopak ma ogromny żal do ojca, ale mimo że wojna dawno się skończyła, on sam nie posiada zdrowych motywów, aby całkowicie nie zatracić się w swoim uprzedzeniu. A tak mocno zakorzenione uczucia mogą pochłonąć go całkowicie albo przekształcić się w coś innego… Ważne, aby pomogła mu w tym odpowiednia osoba – były dyrektor Hogwartu wrzucił do ust cytrynowego dropsa, maskując rozbawienie. Mina profesor McGonagall omal nie przyprawiła go o wybuch niekontrolowanego śmiechu.
- Chcesz mi powiedzieć, że opóźniamy własne śledztwo i pozwalamy, aby zajął się tym nastolatek, prawdopodobnie narażając człowieka tylko po to, aby mógł romansować z jakąś uczennicą? – kobieta spojrzała na kolegę po fachu z niedowierzaniem. To chyba jakieś żarty.
- Nie ująłbym tego w ten sposób, Minerwo. Oczywiście, że będziemy prowadzić własne śledztwo w sprawie Lucjusza Malfoya, ale bardzo dyskretnie i pozwolimy wierzyć chłopakowi, że to jemu najbardziej na tym zależy. Jego matka jest przygnębiona, na co Draco nie może patrzeć, dlatego będzie zmotywowany, aby sam rozwiązać tę sprawę. Jednak samodzielnie nie da rady, a my sprawimy, że osoba, która mu pomoże będzie… - tu zastanowił się przez chwilę, przeczesując palcami siwą brodę. -… stosowna.
- W jakim sensie stosowna, Albusie?
- Znam jedną uczennicę, która jest na tyle wrażliwa i otwarta, że zdoła pomóc Draconowi. Może nie pałają do siebie sympatią, ale osobiście uważam, że to trafny wybór. Mam nadzieję jednak, że zaczarowałaś list, tak jak cię prosiłem?
- Tak, oczywiście – przytaknęła profesor McGonagall, zastanawiając się do kogo trafi zaczarowany pergamin. Wiedziała, że Dumbledore jej tego nie powie, uwielbiał być tajemniczym, ale pomimo jego niekonwencjonalnych metod, ufała mu. Nigdy nie zawiódł i zazwyczaj, nawet w najmniej istotnych sprawach miał rację. Nie mogła tego nie docenić, dlatego westchnęła ciężko, ponieważ sama nie była co do tego absurdalnego pomysłu przekonana.
- To duże ryzyko Albusie, skąd pewność, że wszystko pójdzie z planem? – zapytała, odrobinę niezadowolona. Wątpiła w powodzenie tej całej akcji z młodym Malfoyem.
- Minerwo, musisz docenić siłę miłości, przecież to najpotężniejsza magia ze wszystkich. Ta dwójka natomiast mogłaby się wydawać różna pod każdym względem, jednak w rzeczywistości są jak lustrzane odbicia.
Kobieta nie skomentowała tego stwierdzenia, zamiast tego ponownie westchnęła. Albus widząc to, wiedział, że nie jest w stanie w pełni przekonać koleżanki do swojego pomysłu, więc zamiast tego zdał się na uprzejmość i jego ulubiony przysmak:
- Dropsa?
A profesor McGonagall pomyślała, że naprawdę zazdrości mugolom niemagicznych obrazów.

W Pokoju Wspólnym Gryfonów Hermiona odrabiała właśnie pracę domową z Astronomii, gdy dosiedli się do niej Ron i Harry.
- Słyszałaś o tym, że Lucjusz Malfoy wyniósł się na jakąś wyspę? – zapytał Ron, zaglądając jej przez ramię. – Myślałem, że zrezygnowałaś w zeszłym roku z Astronomii i zdecydowałaś się na coś innego? Mówiłaś coś, że to denne?
- Nie bądź naiwny Ron, Malfoy gdzieś zaginął, a nie mieszka z jakimiś ptakami. A Astronomia jest mniejszym złem, mogłam wybierać pomiędzy wgapianiem się w niebo albo w szklaną kulę – wybrałam niebo – posłała mu uśmiech i spojrzała na Harry’ego, który wpatrywał się w martwy punkt. Pstryknęła palcami przed jego twarzą, a chłopak mrugnął i powiedział:
- Przepraszam, męczy mnie ta sprawa z Melioptem, wiecie? Strasznie to podejrzane, zauważyliście jak się spiął kiedy ten Ślizgon poruszył temat wypadku?
- Och, Harry, myślę, że jesteś przewrażliwiony. Faktycznie to podejrzane, ale ty też byś się spiął, jak to ująłeś, gdyby ktoś zaczął cię wypytywać o śmierć twoich rodziców – jak na zawołanie, mina mu spochmurniała, a Hermiona uniosła znacząco brwi.
- Wiecie co? Myślę, że Harry ma rację – powiedział, ale widząc wzrok przyjaciółki, dodał:
- Po prostu widziałem dzisiaj jak dwie uczennice spytały się czy słyszał co się stało, a gdy mu powiedziały, że chodzi o Malfoya, to uwierzcie mi, zrobił się prawie przezroczysty.
- Dobra, to jest już dziwne. Czemu miałby się przejmować Malfoyem? – odezwała się Hermiona, przerywając pisanie referatu. Zaczęło ją to niepokoić. Za dużo przeszli, żeby tak po prostu ignorować dziwne sytuacje, bo prawie zawsze kryło się za tym coś więcej.
- Może się znali? – snuł przypuszczenia Harry, a cała trójka zamyśliła się, analizując taką możliwość. Po chwili Hermiona wstała i rzekła tak często wypowiadane przez nią zdanie:
- Idę do biblioteki.

Chłopcy zdążyli tylko wymienić uśmiechy, gdy portret Grubej Damy zamknął się za nią bezszelestnie. Dla Gryfonki biblioteka była najlepszym źródłem wiedzy, więc raźnym krokiem ruszyła na czwarte piętro, zastanawiając się po drodze od czego zacząć poszukiwania informacji na temat nowego profesora. Oderwała się od myśli, gdy spostrzegła zwitek pergaminu leżący na schodach, prowadzących do łazienki prefektów. Zaintrygowana przeczytała jego treść, a wraz z kolejnym słowem jej oczy nabierały większych rozmiarów. W tym samym czasie, Draco, który wcześniej gratulował sobie sprytu, teraz gratulował sobie głupoty.
Mia Land of Grafic